polityka

Dlaczego PO nie jest lepsze od PiS?

Wiele się ostatnio mówi o upadku projektu IVRP firmowanego przez brata Jarosława i o wcześniejszych wyborach. Większość z nas się cieszy, bo oto nadszedł kres tego dziwnego tworu, dzięki któremu Polska stała się rozpoznawalna na świecie (choć chyba wolelibyśmy, aby powód tej sławy był nieco inny). W końcu wierzymy, że wizja wcześniejszych wyborów to nie tylko straszak na koalicjantów (zwanych w nowomowie IVRP przystawkami), lecz nadchodzące wydarzenie. I nie ukrywam, że rozumiem tych, którzy się z tego powodu radują. Ale… (Czy zawsze musi być jakieś ale?)

Co nie pasuje mi tym razem? Przede wszystkim to, że pomimo ostatnich dwóch lat kompletnej kompromitacji haseł „moralnej odnowy”, „taniego państwa”, „fachowej władzy”, itd…, spora część społeczeństwa nadal chce oddać swój głos na PiS. Jak to rozumieć? Czy ludzie ci wierzą w słowa brata Jarosława? A może po prostu nie widzą na scenie politycznej żadnej alternatywy?

Drugim problemem jest to, że, przyznam się szczerze, sam mam poważny dylemat, gdy zastanawiam się nad tym, na kogo oddać głos. Poprzednim razem była to oczywiście wizja Polski liberalnej. Dzisiaj widzę jednak, że PO nie jest już tą samą partią, którą zakładał Andrzej Olechowski. Nie jest już tak liberalna. Nie rozmawia ze studentami na temat edukacji, na temat ich przyszłości. Nie uśmiecha się tak przyjaźnie do przedsiębiorców (wyjątkiem jest tu Adam Szejnfeld, który moim zdaniem byłby bardzo dobrym ministrem gospodarki). Nie pojawiają się już odważne wypowiedzi dotyczące likwidacji KRUSu, obniżenia podatków i pozapłacowych kosztów pracy. Coraz częściej słyszymy natomiast, że PO jest opozycją wobec PiSu. Na czym polega ta opozycyjność? Wszak w gruncie rzeczy autorem projektu IVRP była także Platforma. Gdy tylko jej przedstawiciele przestają negować posunięcia obecnej (byłej już) koalicji, to z ich ust zaczynają płynąć te same słowa, którymi karmił nas brat Jarosław. Owszem, przyjemniej się ich słucha, są wyraźniej wypowiedziane, bez mlaskania, a wypowiadające je osoby nieco lepiej się prezentują, ale to jednak te same słowa…

Czego zatem się spodziewać po zwycięstwie PO w wyborach? Moim zdaniem można liczyć na koalicję POPiS, dalsze rozliczanie z przeszłości, dużo wielkich słów i mało konkretnych działań… Ewentualnie do POPiSu nie dojdzie, ale wtedy najprawdopodobniej będzie nas czekać jeszcze większe piekło. Jeśli bowiem to porozumienie nie stanie się faktem, to rządzącej Platformie ciężko będzie się pewnie powstrzymać od rozliczenia ekipy braci K. z grzechów IVRP, a to oznacza dwa razy więcej walki z przeszłością i dwa razy mniejsze zainteresowanie przyszłością…

PS. Korzystając z ładnej pogody i wolnej środy pakuję manatki i uciekam na parę dni, więc odpowiedzi na komentarze nie będzie (najprawdopodobniej do czwartkowego wieczoru).

Zwykły wpis

18 myśli w temacie “Dlaczego PO nie jest lepsze od PiS?

  1. sprezyslaw pisze:

    Tu się w 100% zgadzam z tobą Doodge – fajnie, że to piekiełko zmierza ku końcowi, tylko co w zamian? Kolejny tragiczny wybór, który prawdopodobnie doprowadzi małymi krokami do wielkiej katastrofy.

    Bismarck powiedział kiedyś, żeby dać Polakom władzę, a ci sami się wykończą (w każdym razie było to coś w tej tonacji) – patrząc przez pryzmat ostatnich lat, te słowa dają do myślenia…

  2. katya pisze:

    po raz kolejny będziemy wybierać między dżumą a tyfusem
    a propos cytatu z Bismarcka, to ostatnio też o nim myślałam i dziwne, ale coraz częściej przypominam sobie te słowa. niestety, też nie pamiętam jak one dokładnie brzmiały

  3. Z tym Bismarckiem jest tak, ze te słowa są mu przypisywane. Przeczesywalem swego czasu Siec w poszukiwaniu oryginalnego (znaczy niemieckiego) sformulowania i zrodla – bezskutecznie. Ktokolwiek to powiedzial, mial racje.

    Co zas sie tyczy glownego tematu, ja tez jakiejs ISTOTNEJ roznicy miedzy PO a PiS nie dostrzegam.
    Pozdrawiam

  4. Voltaire pisze:

    Piekło to może nie, ale czyśćca ciąg dalszy jest prawdopodobny. Według mnie, nie wszystko jest stracone i wiele, bardzo wiele, znajduje się w rękach obywateli. Nie tylko czynne prawo wyborcze mam tutaj na myśli, ale wykorzystywanie internetu i innych środków lobbingu obywatelskiego.

    Przyznać się, który z Was ostatnio napisał maile albo list do posła/sentora, na którego głos oddał? Prosta wiadomość, np. dlaczego nie zgłaszają żadnych ustaw, albo są mało aktywni lub aktywni, hmm, w sposób niegodny osoby publicznej?

    Ja przyznam się pierwszy – nigdy…

  5. @Voltaire:
    OK, ja też nigdy. Choć przyznam się również, że mam nieodparte wrażenie, że oni tej poczty i tak nie sprawdzają. O wiele lepszy wydaje się pomysł odwiedzin w trakcie godzin dyżurowania takiego posła…

  6. @doodge
    Masz rację – nie sprawdzają poczty. Ja dwukrotnie wpisywałam sie na listę newslettera PO – pierwszy raz przed wyborami samorządowymi, drugi raz pół rkoku temu. I nic . Wysłałam maila z pytaniem i też nic . A teoretycznie internet powinien być wzorcową formą dotarcia do parti, któa ma ambicję bycia reprezentantem wykształciuchów. I nawe taniej niż reklamy w TV…..

  7. @Katya:
    Pewnie nie, ale teoretycznie mają obowiązek…

    @Marzatela:
    No ja do takiego wniosku doszedłem po tym, gdy próbowałem się czegoś (nie pamiętam już czego) dowiedzieć od MENu, a potem od Dolnośląskiego Kuratorium Oświaty… Odpowiedzi nie było, dopóki szkoła nie wysłała oficjalnego pisma… I po co na stronach tych organizacji podawać adresy mailowe?

  8. Voltaire pisze:

    Nie będę owijał w bawełnę. W dużej części nasi politycy to, delikatnie mówiąc, osoby niezbyt rozeznane we współczesnych osiągnięciach techniki. Takie prostaczki, które zadzwonią z komórki, smsa wyślą i kilka innych prostszych rzeczy. Hmmm… jak tak na tym myślę głębiej, to aż mi się pisać odechciewa :/

  9. @Voltaire:
    Jak dla mnie, to obeznanie z nowoczesnymi technologiami nie jest konieczne do tego, aby być dobrym politykiem. Zawsze można mieć od tego ludzi. Co zatem jest niezbędne? Rozum i uczciwość… A tego niestety też brakuje :-(

  10. Voltaire pisze:

    A ja będę się upierał przy swoim. Bez zrozumienia zmian technologicznych, bardzo trudno być sprawnym politykiem rozumiejącym społeczeństwo, których życie na tych technologiach się opiera. Co mi po polityku, który nie rozumie istoty badań nad komórkami macierzystymi, albo że niezwykle ważny jest rozwój infrastruktury telekomunikacyjnej.

    Temat na osobny wpis blogowy, he he :)

  11. „Jak dla mnie, to obeznanie z nowoczesnymi technologiami nie jest konieczne do tego, aby być dobrym politykiem. Zawsze można mieć od tego ludzi. Co zatem jest niezbędne? Rozum i uczciwość… A tego niestety też brakuje :-(”

    Całkowicie powyższe popieram i identyfikuję się.

  12. Doodge:

    Jesli politycy nie rozumieją, jaki wplyw na rzeczysistosc ekonomiczno-spoleczna-polityczna nisie gospodarka oparta na wiedzy (nowoczesne technologie), to ich panstwo kraj nie bedzie w innowacyjnej czolowce. Takie panstwa beda producentami czyichs idei. Produkcja ma jednak to do siebie, ze sie po chwili przenosi tam, gdzie taniej…

    Nie zrozumieja także jak nowoczesna gospodarka ksztaltuje swiadomosc i sposob bycia obywateli. Kaczory tego nie rozumieja, podobnie jak 60% wspolobywateli. W wyniku tego myslimy o Europie w kategoriach z miedzywojnia i oglaszamy co chwile upadek cywilizacji…

  13. Moim zdaniem PO trzyma się całkiem nieźle – to o czym piszesz doodge, że nie głaszczą po główkach studentów i przedsiębiorców wynika pewnie z tego, że kampania wyborzcza dopiero się zaczyna ;). Ale w parlamencie działają tak jak powinni przynajmniej w dziedzinie gospodarki (co uważam za priorytet) – popierają rozsądne ustawy PiS-u (np. częściowa likwidacja podatku spadkowego, obniżenie składki rentowej) a protestują przeciwko głupim (np. przydział aptek na jakiś obszar, egzaminy rzemieślnicze, zakaz handlu w wybrane święta). Jak dla mnie wystarczy, mogłoby być lepiej ale trudno – good enough ;)

    Co do rozumienia zmian technologicznych, zgadzam się, że nie jest to potrzebne politykowi, ba, wg mnie nie potrzebuje od tego ludzi, byle tylko nie mieszał się do tych zmian. To na co polityk ma wpływ, czyli prawo czy ustawodastwo zawsze będzie w tyle za zmianami (to wynika np. z czasochłonności podejmowania decyzji – w końcu parlament działa podobnie jak przed 2500 tys. lat a świat poszedł trochę do przodu, ale także z tego, iż decyzje podejmowane są na szczeblu centralnym – nie uwzględniają wszystkich aspektów zjawiska), zmiany będą spowalniane. Dlatego ważne jest aby jak najmniej przepisów ograniczało działalność człowieka, gospodarka oparta na wiedzy – ok, ale nie poprzez odgórną decyzję polityczną, to tak nie zadziała – najlepszym rozwiązaniem jest tutaj IMHO państwo minimum. Mniej ograniczeń, większa możliwość adaptacji zmian (w tym technologicznych), większa możliwość wyboru rozwiązań optymalnych.

Dodaj odpowiedź do Voltaire Anuluj pisanie odpowiedzi